Oczywiście
nasze wydawnictwo nie byłoby pełne, gdyby nie
podkreślenie roli i znaczenia naszego samochodu
a właściwiej czegoś na czterech kółkach - Gaza 69 AM. Dzięki samozaparciu i długim
prośbą udało nam się najpierw użyczyć a
później odkupić poczciwego Gaza od
macierzystej Komendy Hufca. Po dokonaniu
wszelkich formalności pojazd z garażu hufca
wyjechał o własnych siłach. Udało się go
jednak “dotoczyć” tylko o dwie przecznice
dalej. Wezwane posiłki i ciężki samochód
sholował nas do harcówki Drużyny przy ul.
Młynarskiej 42. Pierwsza wymiana silnika z
dolnozaworowego na górny, wielki pośpiech przed
obozem, przeróbka hamulców i konserwacja prawie
od początku. W tych pracach bardzo dużą pomoc
okazał pan Zdzisław Dobrzyński. Po nocach i
przez wiele dni przy Gazie spędzali swoje
skromne, wolne chwile Łapa i Kukuradziak,
przygotowując go do ciężkiej próby. W owym
roku Drużyna zaplanowała sobie spływ Czarną
Hańczą, Kanałem Augustowskim, przepływ
Biebrzą do Łomży - to wszystko prawie 200 km z
kuchnią polową, po wertepach a i dojazd do
Suwałk mógł sprawić mnóstwo kłopotów. W
trzecim dniu naszego spływu wyznaczyliśmy
postój przy śluzie Mikaszówka. Kierowca
wieczorem zaparkował pojazd z kuchnią na
wałach śluzy i kiedy pierwsze kajaki zostały
dostrzeżone postanowił przygotowywać się do
przyrządzania posiłku.
Wypięcie kuchni polowej
od haka holowniczego gaza spowodowało brak
naturalnego hamulca - balastu za jaki robiła
nasza kuchnia a niezaciągnięty ręczny hamulec
uwolnił samochód na “wolność”. Jak na
skoczni narciarskiej Gazik zsunął się po
stromym stoku wałów śluzy i wybił na
betonowym brzegu, lądując w samym środku
śluzy z zapalonymi światłami i migającym
“kogutem” wystającym na wysokiej rurce ponad
lustro wody. Wszyscy, którzy z obawy przed
burzą umieścili swoje rzeczy w samochodzie,
gitary, dokumenty i inne ważne papiery i
pieniądze rzucili się do wody by ratować
wszystko co uda się wyciągnąć włącznie z
akumulatorem.
Z pobliskiej zagrody
ściągnięto traktor, ze stacji kolejowej
podkłady, które po podłożeniu pod zatopiony
pojazd spowodowały uniesienie choć w części
Gaza do góry. Liny stalowe podczepione do
traktora rwały się jedna po drugiej.
Ściągnięto drugi traktorek z linami ale i te
dwa na raz nie dały sobie rady. Z sąsiedniej
wsi mieszkańcy ściągnęli ciężkiego Zetora i
dopiero w trzy pojazdy i lepszymi linami udało
się wydobyć Gazika z wody. Suszenie ciuchów i
papierów odbywało się całą noc w pobliskich
chatach przy piecach. Cały dzień suszyliśmy
silnik, wymieniliśmy oleje i...
Następnego dnia
pojechaliśmy dalej a silnik służył nam
jeszcze przez 5 lat. Na pamiątkę tego
wydarzenia ochrzciliśmy Gazika nadając mu miano
“Szuwarek”. Ojcem chrzestnym został
sławetny kierowca Jacek Rożański a matką
chrzestną Orion.
W 1997 roku remontu Szuwarka pojął się hm.
Pstrąg, który opłacił wykonanie nowej
blacharki, plandeki, i wielu, wielu innych
potrzebnych części. Na obozie w Starych
Jabłonkach kierowcą Gaza był Kamil Szymczak,
który otrzymał właśnie miano
"Szuwarek". Pojazd spisywał się bez
zarzutu. Jak to przy starych samochodach bywa
następnego roku, kiedy wybraliśmy się Gazem na
Grunwald, pod Włocławkiem silnik zaczął
głośno stukać, chrobotać, walić aż wreszcie
stanął. Po dniu przerwy udało nam się
dotrzeć do Rypina tj 5 km od miejsca
niefortunnego zatrzymania.
Tam w pierwszym napotkanym
warsztacie Szuwarek przeżył naprawę silnika,
która trwała prawie rok i nie została
ukonczona. Do Łodzi, a właściwiej do
Białynina wrócił na lawecie. Pan Józef
Chałat, u którego zrobiliśmy sobie przymusowy
postój, z tylko sobie znanym zapałem do
bezinteresownej pracy, po nocach z Krogulcem,
Gutkiem, Borsukiem... naprawiali i wymieniali
silnik, robili hamulce, przygotowywali Szuwarka
do obozu. Na obozie wędrownym w Jurze Krakowsko
Częstochowskiej bez wysłużonego Gaza nie
dalibyśmy sobie rady. Oczywiście nie obyło
się bez bliskiego spotkania trzeciego stopnia z
drzewem przez Borsuka. Cały dzień klepania
błotnika przez takich fachowców jak mgr inż.
Kukuradziak, Jarek Przywara - kierowca obozowy,
Rafała Papisa, Gutka i Borsuka dały
nadzwyczajne rezultaty, a właściwiej
przywróciły Gazikowi jego dawny wygląd.
Okazuje się że naszego Szuwarka najlepiej
napraewia się młotkiem i kamieniem... Po obozie
Szuwarek znów ląduje w Białyninie u Józia
Chałata. Ile on jeszcze przejedzie...
Kilka dni przed wyjazdem na Grunwald 2001
Szuwarek przeszedł generalny remont u Państwa Milczewskich.
Pan Franek, Dawid i Franek Milczewscy dokonali gruntownej
renowacji samochodu. Efekt zobaczymy po dokonaniu zdjęć na
Grunwaldzie. Poniżej foto z konserwacji gaza (aparat cyfrowy).
|