Noc w szałasie
Wśród ciemnych, potężnych wzrostem drzew, śpiącego lasu, sunęła cicho, Rozmawiając półgłosem, grupka harcerzy. Toboły w ręku, urywane zdania – mówili że zdążają do szałasu. Wtem zaszczekał pies, grupka stanęła nadsłuchując skąd pochodzi głos niepożądanego gościa. Trwało to moment. Wkrótce ruszyli naprzód, a po pary minutach przed ich oczami zarysowały się kontury szałasu. Przybliżywszy się doń zobaczyli psa, który już z daleka dawał im znać o swojej bytności w lesie. Zabłysła latarka zastępowego. Padło zdanie “ kto jest “ . Odpowiedz krótka: “ swój “ i wynurzyła się z wnętrza zaimprowizowanego domku leśnych ludzi postać gajowego. Zamieniwszy kilka zdań z nami – odszedł, życząc wszystkim dobrej nocy. Chłopcy zmęczeni – usnęli szybko. Na warcie zostałem ja. Okryty kocem, stałem i przyglądałem się wschodzącemu księżycowi, który śmiał się patrząc na świat uśpiony pod jego stopami. Raz po raz rzucałem okiem na prawo, lewo, nasłuchując czy ktoś czasem nie idzie. Spokój, wokół tylko cichy szum płynącej rzeki, umilał mi swą miłą muzyką wartę.
Czas postoju minął. Zbudziłem po długich trudach swego następcę a sam rzuciłem się na jego miejsce i pewnie długo nie trwało, jak swym chrapaniem dałem znak że śpię.